Kiedyś, gdy na dworze było bardzo zimno, Złota Babuleńka nalała nam do szklanek gorącej herbaty, włożyła po czubatej łyżeczce konfitur z wiśni, a potem zaczęła swoją opowieść –

O szklance

– Och – westchnął Niebieski Czajnik – dolega mi dziobek.

– Wcale się panu nie dziwię – powiedziała Cukierniczka. – Gdyby mnie tak ciągle stawiano na ogniu, chyba zupełnie bym się stopiła.

– Pani taka delikatna…

Cukierniczka była srebrna, pięknie lśniła, dokoła miała wygrawerowany wianek różyczek, a we wnętrzu wkładkę na cukier z najprawdziwszego kryształu.

– Mnie stanie na ogniu zupełnie nie szkodzi – pochwalił się Niebieski Czajnik. – Nawet to lubię. Zauważyła pani, jaki ogień jest zawsze wesoły? W jego towarzystwie zaraz chce się śpiewać. A teraz ani ognia, ani wody. Jestem zupełnie wysuszony. Pewnie dlatego czuję się tak fatalnie.

– Ach! I woda nie najlepiej mi służy. Wilgotny cukier przykleja się mocno do kryształu. Kiedy go odrywają, boli.

– Tak, jesteśmy bardzo różni i to jest urocze. Gdy do wnętrza naleją mi wody, a ogień pode mną wesoło tańczy, coraz bardziej napełniam się parą i wprawia mnie to w bardzo wesoły nastrój. Muszę zanucić. Coś wzbiera w moim wnętrzu, wzbiera, aż w końcu woda zaczyna wrzeć i wtedy już pełnym głosem mogę śpiewać swoją radosną pieśń. Całe szczęście, że szybko zestawiają mnie z ognia, bo takiego uniesienia nie sposób długo wytrzymać.

– Pan jest wielkim artystą – szepnęła cichutko stojąca na stole Szklanka.

Ale nikt na nią nie zwrócił uwagi.

Szklanka była ze zwyczajnego szkła. Tak przezroczysta, jakby jej wcale nie było. Bardzo kochała Niebieski Czajnik. Kiedy wrzątek z Czajnika lał się do jej wnętrza, drżała lekuchno ze szczęścia. Wiedziała jednak, że nigdy nie dorówna srebrnej Cukiernicy z wkładką z najprawdziwszego kryształu, której Niebieski Czajnik poświęcał niemal wszystkie swoje pieśni. Śpiewał on także o wesołym ogniu, o tym, jak woda w jego wnętrzu zamienia się w parę, a raz nawet zanucił piosenkę o Łyżeczce.

”Gdybyż zaśpiewał kiedyś o mnie” – marzyła Szklanka stojąca skromnie na uboczu. Właśnie wszedł do kuchni Pan Michał. Wlał do Niebieskiego Czajnika wody, postawił na ogniu. Potem przysunął Szklankę, wziął Łyżeczkę, żeby nasypać do Szklanki herbaty. Łyżeczka wymknęła mu się z palców, stuknęła w szkło. Wtedy Szklanka zadźwięczała wysokim pięknym tonem, a drgając dzwoniła delikatnie jeszcze przez dłuższą chwilę.

Niebieski Czajnik, czuły na dźwięki, uważnie spojrzał w jej stronę.

– Jak pani pięknie śpiewa! – zakrzyknął.

Jednocześnie dostrzegł przejrzystość Szklanki i jej prosty, szlachetny kształt.

Uradowana Szklanka znowu delikatnie zadźwięczała.

W tym momencie para wezbrała we wnętrzu Niebieskiego Czajnika i rozpoczął kolejną pieśń. Była to pieśń o pięknie i prostocie Szklanki, o jej subtelnym, dźwięcznym głosiku, o tym, że nie boi się wrzącej wody, że przez ten śpiew i brak strachu przed wrzątkiem są z Czajnikiem jakby dla siebie stworzeni.

Któż opisze ogromne szczęście Szklanki!

Było ono tak wielkie, że gdy wrząca woda z Niebieskiego Czajnika zaczęła wypełniać jej wnętrze, szklane serduszko Szklanki nagle – pękło!