O ZACZAROWANYM SAMOCHODZIKU

Czy chcecie mieć zaczarowany samochód? Oczy­wiście — tak. Otóż pewien chłopiec, imieniem Staś, wygrał taki samochód na loterii. Samochodzik był nieduży, mieścił się w kieszeni, i Stasio najpierw niósł go w ręku, a potem schował i pobiegł nad rzekę, gdzie o tej porze zawsze przepływał pasażerski sta­tek. Wrócił do domu bardzo zmęczony, zaraz zjadł kolację, umył się i położył do łóżka. Wtedy sobie przypomniał, że nie zabrał z mieszkania babci, gdzie przed południem był z wizytą, swojej ulubionej za­bawki, małego robotka, który sam chodził omijając na drodze wszystkie przeszkody. Bardzo się Stasio zmartwił, bo następnego dnia każde dziecko miało przynieść do przedszkola ulubioną zabawkę. Co te­raz będzie? Wtedy usłyszał „tut, tut, tut”. Spojrzał. Koło łóżka stał dziś wygrany na loterii samochodzik. Jakby urósł i otwartymi drzwiczkami zapraszał Sta­sia do środka.

— Wsiadaj. Pojedziemy do babci po robotka.

Staś wsiadł, zapuścił motor i — pojechali. Samo­chodzik wesoło podśpiewywał motorem. Staś skrę­cał to w prawo, to w lewo i już po chwili byli przed domkiem babci. „Tut, tut” — zawołał samochodzik i babcia otworzyła drzwi.

— Kto tam? — zapytała.

— To ja, Staś. Przyjechałem po robotka.

— Ach, ty gapciu — powiedziała babcia. — Trzeba pilnować swoich rzeczy. — I podała wnuczkowi ulu­bioną zabawkę.

Powrót był bardzo wesoły. Robotek zaśmiewał się z szybkiej jazdy i klaskał metalowymi rączkami, co brzmiało tak, jak gdyby dzwoniły dzwonki. Wrócili do domu bardzo szybko i Stasio wskoczył zaraz pod kołderkę, bo troszeczkę, ale tylko troszeczkę, zmarzł. Spał smacznie aż do samego rana, kiedy mama zaj­rzała do pokoju i zawołała:

— Wstawaj, synku! Czas do przedszkola.

Staś otworzył oczy. Koło łóżka na podłodze stał sobie, znowu całkiem malutki, samochodzik. A na stoliczku siedział roześmiany robotek.

Zanim Staś wyszedł do przedszkola, zatelefono­wała babcia.

— Szczęśliwie żeście dojechali? — zapytała.