SUKCES SUŁTANKI SULAMIKI

Sierpniowym skwarem sfrunął spod słońca straszny siedmiogłowy smok. Spuścił srebrzyste skrzydła, sypnął skra­mi, strzyknął specyficznym seledynowym sokiem — suto spryskał skałę Sezamu, starodawnego składu skarbów.
— Sułtanie! Smok splugawił skałę Sezamu!
— Straż! Stracić smoka.
Sławni strażnicy Sułtana strzelili setką strzał. Stwór struł stra­żników smrodem, stratował, sumiennie spałaszował. Syty, spragniony snu — spoczął.
— Sułtanie! Smok skonsumował siedemnastu strażników!
— Stanowczo sprzątnąć stąd straszydło!
Skromny student Sulim starannie spreparował sporego sma­żonego suma — siarka, sporo sproszkowanego sporyszu — solidna strawa. Sulim spakował sakwę, skierował się, skąd słychać smoczy syk. Smok smakołyk spożył, stęknął, strząsnął siną skórą, spragniony spił sadzawkę, siedlisko stubarwnych salamander, skaził studnie smoczym smrodem — spowodował straszną suszę.
— Sułtanie! Sułtanie! Smok schwytał sułtankę Sulamikę!
Sułtan struchlał, stroskany superszybko siwieje.
Sala skarbów Sezamu. Sprytna Sulamika stosując stosowną samoobronę spoziera smutno, słodko spoza srebrnej siatki. Spuszcza stopniowo strój — suknię, sandałki. Striptiz! Stoi smagła, smukła, spłoniona — skarbnica seksu. Smok-samiec spogląda, sapie, strzyże smokouszami, spąsowiał, skruszał. Sygnalizuje symaptię. Swawolnie smera Sulamikę swoimi siedmioma smokojęzorami — szyjkę, stopki, sutki. Spółkują. Spieniona smocza sperma spada soczystą strugą. Spracowany smok stracił siły — sflaczał, skapcaniał. Sulamika sprawnie spętała stworzenie.
Strzeżcie się sułtanek!