DO CELU

Ostrożnie wchodzą w mrok i chłód. W mrok coraz mroczniejszy. W coraz chłodniejszy chłód. Po chwili mrok przemienia się w ciemność. Ciemność w strach. Strach w przerażenie. Na szczęście na ich drodze nie ma przeszkód. Mogą iść swobodnie, w sposób zdecydowany i dość szybko, przezwyciężając wewnętrzny opór. Ze świadomością własnej odwagi, wprost heroizmu, dążyć do celu.

Odgłos ich kroków pożerany jest przez ciemność. Stopniowo staje się głuchawy, płaski, w końcu milknie. Jest cisza. Cisza absolutna. W takiej ciszy, w takiej ciemności można przestać wierzyć we własne istnienie. Coś takiego chyba im się przydarza, bo się zatrzymują.

Teraz, gdy nic nie widzą, nic nie słyszą, gdy wyeliminowano ruch, funkcjonuje zaledwie zmysł czucia. Czują chłód. Nie jest to chłód dotkliwy. Raczej świeży, orzeźwiający. I po pewnym czasie sprawia, że zaczynają się z nim zaprzyjaźniać. A poprzez niego z ciszą. A poprzez ciszę z ciemnością. Znika strach. Ciemność nabiera przytulności aksamitu. Cisza tai potencjał dźwięków, które lada chwila mogą zostać uwolnione.

Nie ma przeszkód.

Ruszają w dalszą drogę – do celu.