POMYŁKA

Za krawędzią nieba jest pustka. Przekonuje się o tym dotkliwie, kiedy już stoi na samym jej skraju, spogląda wprost, w dół, w górę, na prawo, na lewo i niczego nie dostrzega. Jest tylko – nic.

Cały jego wysiłek żeby, dotrzeć aż tutaj, żeby stanąć w tym właśnie miejscu, cała jego nadzieja na wielkie odkrycie, cały upór, przeogromna radość, kiedy się zbliżał i był tuż – okazują się próżne.

Wraca myślą do Księgi. Do stronic, na których zgłębienie poświęcił wiele lat i których zawartość odczytał jako nakaz. Sprawdzał treść wielokrotnie, rozważał każde słowo. Nie wolno było się pomylić. Z rzędów wyblakłych liter wyłuskiwał to najważniejsze. Nie wolno było się pomylić. Aż w pewnym momencie zrozumiał, co zrozumiał. Wszystko stało się jasne, pewne, jednoznaczne. Pozostało wziąć w rękę pielgrzymi kij i iść.

A teraz – stoi u kresu drogi.