ŚWIATŁA

Dano jej wiecznie płonącą pochodnię i skrzydła, żeby fruwała i nieciła światła.

Nie jest to zadanie trudne. Można nawet powiedzieć, że jest to zadanie łatwe i całkiem przyjemne. Skrzydła są miękkie i lekkie – przystają, jakby się z nimi urodziła – pochodnia rzuca ciepłe migotliwe blaski, odległości nie są duże, więc lot trudno uznać za męczący, a rozniecenie każdego kolejnego światła to nowa porcja radości.

Myśli, że już wkrótce wszystkie światła będą zapalone i wtedy otrzyma kolejne zadanie, równie ważne, a być może równie łatwe i przyjemne.

Ze skrzydłami jednak nie chciałaby się rozstać. Lot – to wspaniała rzecz. Już się do niego wdrożyła. Nauczyła się płynnie skrzydłami poruszać, szybować, skręcać – skrzydeł byłoby żal.

Ledwo o tym pomyślała, zaczyna wiać kosmiczny wiatr. Jego podmuchy wygaszają wszystkie wcześniej zapalone światła. Trzeba zacząć od nowa.

Znowu przefruwa z miejsca na miejsce, kolejne światła ożywia za pomocą pochodni. Już wszystkie płoną. Zawisa na wysokości i ogarnia je wzrokiem. Są piękne!

Wtedy znowu przylatuje kosmiczny wiatr.