Znowu
Znowu niebiesko od przylaszczek w lesie. Znowu łabędzie na stawie w parku. Znowu na kasztanowcach pąki.
Znowu! Znowu! Znowu!
I z każdym dniem zieleniej.
I wołania ptaków mają ton niemal agresywny, ponaglający.
I my – całkowicie do wiosny nieprzystosowani, bo dopiero co stopniał śnieg – jacyś tacy ospali, rozlaźli, nadstawiamy ku słońcu twarze.
Jeszcze trochę – pozakwitają drzewa owocowe (na razie tylko wierzby i leszczyny).
Jeszcze trochę – wyskoczą z ziemi fiołki (na razie tylko jakieś pojedyncze trawki i listki).
Jeszcze trochę – wiosna się rozpanoszy, rozprzestrzeni, zagarnie nas, ogarnie. Zmusi do pozostawienia na boku naszej ospałości i rozlazłości. Do aktywnego uczestniczenia w jej zabawach i wybrykach. Do rzeczy niespodziewanych i śmiesznych. Do zachwyceń – drobniutkich i ogromnych. Wciąż będzie nas zaskakiwać. Będzie sobie z nas kpić, ale jakoś tak przyjaźnie, łagodnie, wonnie – aż odurzająco.
Po prostu będzie z nami grać w zielone.