Prawo

– Powiedz! Jeżeli mówisz: „mam prawo” albo mówisz: „nie masz prawa” — co przez to rozumiesz? Co to za prawa, które masz, a których ja nie mam. Boskie? Nie wierzysz przecież w Boga. Ludzkie? I w ludzi nie wierzysz.

Patrzy z uwagą i czeka odpowiedzi. Ale odpowiedzieć mu niełatwo, bo może już wcale nie pamięta, kiedy i dlaczego mówiło tych prawach. I czy było to powiedziane w sposób odpowiedzialny, czy może tylko tak sobie, jako retoryczny zwrot. Więc na wszelki wypadek spogląda gdzieś w bok i próbuje się bronić.
– Ależ ja nic takiego nie mówiłem — w jego głosie brzmi głębokie przekonanie.

Ona ma teraz do wyboru: albo krzyknąć „nie kłam!”, albo spróbować przypomnieć okoliczności, albo uwierzyć, że nie pamięta — domyślając się jednak prawdziwej przyczyny jego reakcji milczy pogardliwie i nie protestuje, kiedy on pośpiesznie umyka do „bardzo ważnych i pilnych spraw”, przekonany, że da się przemilczeć, przeczekać, zagadać byle czym. Człowiek, któremu brak odwagi na wszystko, co by mogło zakłócić jego spokój — ten ogrodzony kłamstewkami ogródek komfortu psychicznego starannie pielęgnowany, podlewany samozadowoleniem, nawożony złośliwostkami pod adresem bliźnich.

Nie otrzymała odpowiedzi. Ale przecież, tak naprawdę, wcale się jej nie spodziewała. I jeżeli zadała pytanie to po to, żeby zestawić te dwa nie razem wypowiedziane zdania „mam prawo” i „nie masz prawa”, zakodowane bowiem w pamięci zaskoczyły ją brakiem obiektywizmu, zdecydowaną tendencyjnością; położone na czujnej niesfałszowanej wadze sprawiedliwości — zachwiały estetyczną symetrię szalek, więc trzeba było tę symetrię przywrócić.

Teraz, gdy obok „mam prawo” położyła jego tchórzostwo, a obok „nie masz prawa” swoją pogardę, szalki znowu prawie się wyrównały, a po chwili osiągnęły nawet idealną równowagę, dzięki kilku miniaturowym ziarenkom goryczy.