15

Biblioteka stała się dla Hanki prawdziwym azylem. Odpoczęła psychicznie i polubiła to swoje nowe miejsce, słoneczne wnętrze z regałami pełnymi książek. I nagle dyrektor zaproponował:

– Koleżanko! Lekarz zalecił pani Pałkiewicz, ażeby ze względu na stan zdrowia zmieniła pracę. Do emerytury ma jeszcze dwa lata. Dobrze by było, gdyby na ten okres nie musiała iść do innej szkoły. Proponuję więc, abyście się panie zamieniły stanowiskami. Wiem, że pani świetnie sobie radzi w klasie, najlepszym dowodem siódma B.

Nie potrafiła odmówić. Będzie musiała teraz przygotowywać się do lekcji, bo programy tu przecież inne niż w liceum. Na Jurka spadnie w związku z tym część jej obowiązków, między innymi czytanie chłopcom „Potopu”, i tego mu trochę zazdrości.

Klasa siódma B wyraźnie niezadowolona. Alek Zylbert mówi:

– Pani była tylko nasza, a teraz już nie.

– Zawsze będę trochę bardziej wasza niż innych – uśmiecha się do nich. – Przecież to wy jesteście pierwszymi moimi uczniami w tej szkole. A poza tym zamieniłyśmy się z panią Lucińską. Ona weźmie klasę po pani Pałkiewicz, a ja będę waszą wychowawczynią.

– Hurraaa! – krzyczą.

Po lekcjach Alek i jeszcze kilku chłopców odprowadzają Hankę na przystanek. Czekają, aż wsiądzie do autobusu. Jest tym wzruszona. Na następnym przystanku wsiada Ewa. Wcale jej nie zauważa, więc Hanka bierze przyjaciółkę pod rękę. Ewa obraca się gwałtownie i widać, że nie Hankę spodziewała się zobaczyć, ale zaraz przywołuje na twarz uśmiech.

– To ty, Haneczko?

– We własnej osobie. Właśnie zakończyłam swoją bibliotekarską karierę, mam znowu uczyć.

– Jak to? Wracasz do liceum?

– Nie. Będę uczyła w swojej nowej szkole.

– Ach, tak…

– Jeżeli nie masz nic pilnego do załatwienia, zabieram cię do nas. Strasznie dawno nie byłaś.

– Chorowałam. A później nagromadziło się dużo różnych spraw. Trzeba to było jakoś nadrobić.

Wysiadają. Wstępują do spożywczego po zakupy i idą na górę. Jurka jeszcze nie ma. Chłopców też. Pewnie ganiają po podwórzu. Hanka wygląda oknem. Są. Kopią piłkę. Wyładowuje zakupy, nastawia wodę. Po tych stołówkowych obiadach trzeba będzie wkrótce coś przegryźć. Szykuje pastę do chleba z białego sera, jajek i cebuli. Za chwilę wpadają chłopcy i rzucają się na Ewę. Potem przychodzi Jurek. Dopiero teraz, kiedy Hanka spokojnie usiadła przy stole naprzeciwko Ewy, zauważa, jak tamta źle wygląda. Wspominała przecież, że była chora. Policzki jej zapadły, twarz zrobiła się trójkątna, blada, oczy w ciemnych obwódkach, uśmiecha się z trudem.

– Na co chorowałaś? Nie najlepiej wyglądasz.

– To była taka bardzo ciężka grypa.

– Nie zadzwoniłaś. Przecież bym przyszła.

– Żeby się zarazić, a potem chłopców? Michał przywiózł lekarstwa i zrobił zakupy.

Po podwieczorku chłopcy idą odrabiać lekcje.

– Ale ciocia jeszcze nie pójdzie? – upewniają się przed wyjściem.

Jurek też odchodzi do swoich szkiców. Zostają w kuchni same.

Ewa siedzi z głową wspartą na dłoni. Hankę kusi, żeby jej opowiedzieć o swojej siódmej B, widzi jednak wyraźnie, że tamta zaabsorbowana jest jakimiś własnymi myślami, a wreszcie mówi:

– Był Zygmunt.

– Kiedy? – pyta odruchowo Hanka. Dopiero teraz rozumie nastrój przyjaciółki.

Ewa jednak na pytanie nie odpowiada.

– Chciał, żebym z nim pojechała.

– ?

– Zupełnie jakby nie zażyczył sobie dwa lata temu rozwodu – zauważa z goryczą.

– I co? Pojedziesz?

– A ty na moim miejscu pojechałabyś?

– Do Jurka tak.

– Naprawdę wyjechałabyś? Ot, tak zostawiłabyś to wszystko i wyjechała?

– Do Jurka tak.

– Jakaś ty szczęśliwa!

Ewa przymyka oczy i widać, jak głęboko jej zapadły obwiedzione sinym cieniem.

– Może pojadę – mówi po dłuższej chwili. – Nie można mieć wszystkiego.

Hance robi się jej strasznie żal. Ona sama ma Jurka, chłopców, a Ewa nikogo. Przypomina sobie, jaka Ewa była szczęśliwa spodziewając się dziecka. Niestety, Kasia umarła. Parę lat później wyjechał Zygmunt. Czuje się trochę wobec Ewy winna – z powodu własnego bogactwa. A jeszcze niedawno była gotowa się go wyrzec dla pięknych oczu Tomasza. Teraz dopiero wstydzi się sama przed sobą. Coś by chętnie dla Ewy zrobiła. Ale co?

– A wiesz, że w święta był tutaj Andrzej Batowski i dopytywał o ciebie?

Nie budzi to zainteresowania Ewy. Może ktoś taki jak Tomasz prędzej by ją zainteresował? Choć nie, przecież spotkali się kilka razy i jakoś nic z tego nie wynikło. Odrobina zadowolenia daje Hance znać, że jeśli chodzi o zauroczenie Tomaszem, coś tam się w niej ciągle jeszcze kołacze. A przecież wie, jest tego pewna, że Jurek jest o wiele ważniejszy. Najważniejszy na świecie. Ma ochotę pójść do niego choć na chwilkę i zaraz nadarza się okazja, bo w drzwiach staje Artek z planszą „Wielkiego biegu”.

– Zagramy, ciociu?

– Oczywiście – odpowiada Ewa z lekkim ożywieniem i zasiadają do gry.

Hanka wykorzystuje sytuację, idzie do Jurka.

– Skąd wiedziałaś, że czekam?

Zamyka mu usta pocałunkiem, a on czule ją przytula.

Kiedy Hanka wraca do kuchni, Ewa z Artkiem właśnie kończą partię. Misio też odrobił już lekcje.

– Ciociu! Teraz nam poczytasz „Potop”.

Porywają Ewę do swojego pokoju. Hanka waha się przez moment, czy wrócić do Jurka, czy usiąść do konspektów jutrzejszych lekcji. Przeważa poczucie obowiązku. Po godzinie Ewa z chłopcami udają się do kuchni.

– Mamusiu! Mamy świetny pomysł. Smażymy z ciocią placki ziemniaczane – informuje po drodze Artek.

Hanka nie zgłasza sprzeciwu. Po chwili słyszy, jak Ewa rozdziela zadania. Wkrótce po mieszkaniu rozchodzi się zapach oleju. Konspekty już gotowe. Idzie, chce zastąpić Ewę przy patelni, ale ta nie pozwala.

– Wołaj, Misiu, ojca – mówi.

Kiedy Jurek przychodzi, nakłada mu na talerz całą świeżo usmażoną porcję.

– Jurek! Wyjechałbyś z Polski? Na stałe.

Patrzy na nią trochę zaskoczony. Nic przecież nie wie o wizycie Zygmunta.

– Tak z własnej nieprzymuszonej woli? Nigdy!

– No właśnie!

– A ja bym wyjechał – wtrąca Artek.

Jurek zdumiony, że syn się z nim nie solidaryzuje, przyjmuje to jako osobisty cios. Aż się rumieni po rudawą czuprynę. Hanka próbuje rozładować sytuację.

– Mam nadzieję, Artusiu, że zanim to w ogóle będzie możliwe, zmienisz zdanie.

I Ewa znad patelni zwraca się do Artka:

– To wcale nie takie łatwe. Wcale nieproste.

– Zarobiłbym dużo pieniędzy i kupił samochód.

Jurek wyraźnie wstydzi się za syna. Pochyla głowę nad talerzem.

– Phi! – mówi Ewa. – Przecież tutaj też można kupić samochód. Wujek Michał nie jeździł za granicę, a ma volkswagena.

Lekceważący ton Ewy trochę Artka peszy, a Misiek wykrzywia pogardliwie usta.

– Kuzyn Mariusza pracuje w RFN-ie i Mariusz opowiada chłopakom różne cuda, a te głuptaki we wszystko wierzą.

To Jurka podnosi nieco na duchu.

– No to masz przegląd stanowisk całej rodziny. Trzy do jednego.

– Mylisz się. Hanka wcześniej powiedziała, że pojechałaby za granicę. Jest więc dwa do dwu. – A widząc minę Jurka dodaje: – Powiedziała, że do ciebie pojechałaby nawet za granicę.

Boże! Jak na twarzy Jurka wszystko się odbija: radość, gniew, uraza, wstyd, wszystko na wierzchu. Hanka patrzy na niego wzruszona, na tę twarz, która niczego nie potrafi zataić ani skłamać, która się teraz, nagle, po tych wszystkich poprzednich rozterkach, rozpromienia.

– Oo! To co innego. Bo przecież ja nie wyjadę, więc ona też nie.

– A więc trzy do jednego – mówi Ewa. Ustępuje przed otwartością emocji malujących się na jego twarzy.

A Hanka sobie przypomina, jak jeszcze niedawno bała się patrzeć Jurkowi w twarz, żeby nie widzieć na niej bezradności, zagubienia, smutku, a potem, po wizycie Tomasza – rozpaczy. Jak odgradzała się od tej twarzy zajęta własnymi uczuciami, własnymi rozterkami. Nalewa dla wszystkich herbatę, przysuwa się do męża bliziutko, opiera policzek o jego ramię. Nie uda się czasu cofnąć. Może tylko próbować wynagrodzić mu tamte kilka miesięcy. Ewa wyrzuca z patelni ostatnie placki i siada naprzeciwko. Ogarnia oboje spojrzeniem i zaraz oczy spuszcza na szklankę, jakby trochę speszona ich publiczną demonstracją uczuć. Słodzi i miesza herbatę, a potem widać, jak zawisają na jej rzęsach łzy i ona niby mimowolnym gestem je obciera. Hanka podnosi głowę, żeby się napić, i już jej z powrotem nie wspiera na ramieniu Jurka, bo wydaje się jej – z kolei Ewie zrobiła przykrość.

– Ciociu! Byłaś kiedy w puszczy? – pyta Misiek.

– O tak! Nawet tego roku byłam w Puszczy Piskiej, ale znam też Puszczę Solską i Białowieżę.

– Strasznie jest w takiej puszczy?

Ewa milczy przez chwilę, gdzieś tam zapatrzona we wspomnienia, i zaczyna się uśmiechać.

– Tam jest pięknie!

Potem szybko dopija herbatę i zaczyna się żegnać.

Kiedy chłopcy się kąpią, Hanka mówi do męża:

– Był Zygmunt. Namawiał Ewę, żeby z nim pojechała.

Zdziwiony i trochę oburzony, mówi dość ostrym tonem:

– Jakby chciał z nią być, to by jej tu samej nie zostawiał. I nie wystąpiłby o rozwód.

– Nie sądzisz, że przez te kilka lat mógł zmienić zdanie?

– Zdanie? Tak, mógł zmienić. Ale tu nie chodzi o zdanie.

Wydaje się jej, że rozumie, co Jurek ma na myśli, ale wie też, że wszystko upraszcza. Po tym swoim doświadczeniu z Tomaszem uważa siebie samą za dojrzalszą, mądrzejszą. Wie, że sprawy uczuć bywają o wiele bardziej skomplikowane, niż kiedyś sądziła, a jednocześnie podoba się jej ta prostota i bezkompromisowość Jurka, bo musi być coś takiego, do czego przykłada się miarę, żeby w ocenach zupełnie się nie pogubić.

Z łazienki dobiegają odgłosy bójki, więc Jurek biegnie z interwencją, a ona składa i chowa do torby przygotowane na jutro konspekty. Później sama wchodzi do wanny. Znowu myśli o Ewie. Nie daje jej to spokoju. Co Ewa powinna zrobić? Naprawdę nie wie. Choć nie! Jeżeli kocha Zygmunta, jechać. W przeciwnym wypadku zostać tutaj. Nieraz była świadkiem, jak Ewa budziła zainteresowanie mężczyzn, a nie odpłacała tym samym. Zawsze Hanka wtedy myślała, że ta sprawa z Zygmuntem uodporniła ją na męskie spojrzenia. Był przecież Michał, Marek – kolega Ewy z pracy oczekujący jej przychylności, Andrzej Batowski przyjechał tutaj dla niej, a także Tomasz, pamięta, z wyraźnym zainteresowaniem o nią dopytywał. Żadnego Ewa nie obdarzyła uwagą. A wystarczył przyjazd Zygmunta, żeby nią wstrząsnąć, doprowadzić do stanu, w jakim ją dzisiaj zobaczyła. Jeżeli Ewa wyjedzie, Hanka straci bliskiego człowieka. To już prawie dwadzieścia lat, jak siadły obok siebie w ławce. Przylgnęła do niej całym sercem. Nie rozłączyły ich ani lata studiów na innych uczelniach, ani małżeństwa. Hanka pamięta, jej dom był dla Ewy ostoją po wyjeździe Zygmunta. Dopiero przez ostatnie miesiące jakoś rzadko się widują. Nawet nie wiedziała, że Ewa była chora.

Do łazienki zagląda Jurek.

– Haneczko! Mogę tu przyjść? Zmieścisz mnie w wannie?