ZAWSZE ZAWCZASU ZWALCZAĆ ZAGROŻENIA
Zachód zachwycający — zadziwiająco zaczerwieniony. Zmierzchało. Zapadał zmrok. Zapachniały zewsząd zroszone zioła.
Zosia ze Zbyszkiem zeszli za zacichły zagajnik, zabłądzili, zmylili zakręt, zagubili znajome zakątki.
Znienacka zobaczyli zjawę. Zaskoczeni zamarli. Zagadkowy zwid zajęczał, zeskoczył zwinnie z zagonu, zazgrzytał zębiskami. Zza zwiewnego zamglenia zatoki zamajaczył Zły. Złowieszczo zachichotał, zionął zgnilizną — zgroza! Zaliby zamierzał zaistnieć? Zosia zdenerwowana, zatrwożona, zatem Zbyszek — zadziorny zuchwalec — zadziałał zdecydowanie. Zrobił zabójczy znak zaklęcia. Zwidy zadrżały, znikły, został zaledwie zwitek zeschłego ziela.
Zagajnik zaszumiał, zagadał. Zosia zachwycona zuchowatością Zbyszka zerknęła zachęcająco. Zagrały zmysły! Zaciszna zapadlinka, zapewne zdziebko zawilgocona. Zignorowali zimno. Zbyszek zapragnął Zosię zapieścić, zacałować. Zosia zrazu zwodniczo zwlekała. Zaraz zezwoliła zbawcy zrealizować zachciankę, zainicjować zespolenie, zagościć. Zafalowały zarośla.
Zapewne znakomicie zagrzani, zawczasu zapobiegli zaziębieniu.