W gałęziach wiatr

Jeżeli zdarzy mi się położyć na wznak na posłaniu z opadłego igliwia, gdzie znaczą swój delikatny wzór krzewinki borówek i wrzosu, gdzie ruchliwe mrówki biegają pośpiesznie i w różne strony, gdzie zapach żywicy rozgrzanej letnim upałem jest piękny, wszechogarniający, jeżeli zdarzy mi się tak położyć i spojrzeć ku górze, widzę, jak tańczy, słyszę, jak śpiewa – w gałęziach wiatr.

Korony sosen wprost nade mną, wysoko. Widziane w perspektywie, od dołu, zbiegają się lekko ku szczytom złocąc korą, zieleniąc igłami. Każde z drzew nieco inne. Ma swój własny, niepowtarzalny kształt. Taki jakim udało mu się wzrosnąć i być wśród pozostałych.

A potem nadbiega wiatr. Słychać – gdzieś z dala narasta szum. Jest coraz bliżej i bliżej. Dociera w końcu do tych nade mną drzew i przechyla je, przegina. Wszystkie konary, wszystkie gałęzie, wszystkie igły zaczynają trzepotliwie tańczyć. A w tym trzepocie i przegięciu, i kołysaniu jest jakaś szczególna harmonia. A w tym to zacichającym, to nasilającym się szumie jest jakiś trudno uchwytny dramat. Jakieś takie przeciągłe „oooh” czy „aaaa” przebiega przez las coraz dalej i dalej.

Dzięcioł siedzący na jednym z drzew akompaniuje wytrwale: – tuk, tuk. Tuk, tuk, tuk – mocno wczepiony pazurkami w złotawą korę, czarno-biały.

Wiewiórka, rdzawa tancerka, wykonuje wśród zieleni swoje solo, a potem zbiega po pniu w dół i przerażona moją niespodziewaną tutaj obecnością zamiera, zawisa bokiem dziwnie rozpostarta, gotowa do powrotnej ucieczki.

Wilga zaczyna nawoływać donośnie – raz, drugi, trzeci – ukryta w gęstwinie.

Trzmiel zatacza kręgi, obrysowując mój rozciągnięty wśród wrzosów kształt.

Po chwili, z daleka, znowu nadciąga wiatr. Najpierw delikatny szmer. Narasta. Nadchodzi. Dopada drzew nad moją głową. Bierze je w przelotny taniec – rozkołysze, roztrzepoce, rozszumi – potem obejmuje ramionami dalsze. Niezmordowany. Sprawiedliwie obdarzający sobą cały las.

Kiedy więc leżę na wznak i patrzę ku górze czekając na nowy powiew, jestem pewna – stojące w bezruchu drzewa czekają ze mną. Razem ze mną nasłuchują i rozpoznają po szumnym westchnieniu, że nadbiega już, że nadciąga – Wielki Tancerz.