O*K*I*E*N*K*O
To było okienko niezwykłe. W dzień pełne kwiatów. Nocą — pełne gwiazd. Okienko w domu mojej babci, gdzie spędzałam zawsze całe lato. Było ono niewielkie, przedzielone ramą na pół.
Kiedy się rano budziłam, podbiegałam do okienka i witałam kwiaty w ogródku. Czegóż tam nie było! Ciemnoróżowe piwonie aż ciężkie od rosy. Różnobarwne mieczyki na rabacie koło płotu. Nagietki, czarnuszka i nasturcje o słodkim zapachu i krągłych listkach. Były też bratki tak ogromne i wielokolorowe, jakich już nigdzie i nigdy potem nie spotkałam. Rosły one w towarzystwie puchatych białych stokrotek i mocno pachnących drobnych goździków z karminowym rancikiem na obrzeżu bladych płatków. Mocniej pachniały w ogródku tylko floksy i maciejka, ale dopiero wieczorem i w nocy.
Maciejka cały dzień przesypiała z dokładnie zatulonymi oczkami drobnych kwiatuszków. Floksy zaś za dnia pyszniły się ogromnymi wiechami fioletowych kwiatów, a wieczorem intensywnym zapachem.
No i słoneczniki! Zawsze było ich kilka, z krągłymi buziakami uśmiechniętymi wesoło. Kiedy ziarenka w nich zaczynały dojrzewać, chętnie odwiedzały je wróble i szczygły. Był to sygnał, że i ja mogę skorzystać z poczęstunku.
Wychyliwszy się z okna mogłam zobaczyć rosnące pod ścianą malwy. Ich kwiaty były jak białe, różowe, czerwone i prawie czarne motyle. Bardzo je lubiłam. Lubiłam też, nieco później rozkwitające, cynie i aksamitki. Każda cynia była w innym kolorze, a listki aksamitek wydawały ostrą, przyjemną woń.
I tak każdego dnia witałam swoich przyjaciół — kwiaty w ogródku babci.
Wieczorem, kiedy kładłam się do łóżka, przez okienko zaglądały do pokoju gwiazdy. Całe niebo było nimi złoto nakrapiane.
Gwiazdy były duże, średnie i maleńkie. Niektóre mrugały znacząco, jakby mówiły: „Tu jestem! Tu jestem!” Tworzyły one na granacie nieba gwiezdny ogródek. Obie szybki w oknie to były rabatki, a na nich lśniły, świeciły, rozkwitały kwiaty gwiazd.
Bywały też dni, gdy mój nocny ogród odwiedzał księżyc. Początkowo pojawiał się jako cieniuteńki rogalik. W kolejne noce po trochu go przybywało, aż wreszcie rozkwitał świetlistą pełnią.
Temu kwitnieniu gwiezdnego ogrodu towarzyszyły zapachy z ogródka za oknem i nie wiedziałam, czy to pachną kwiaty babci czy kwitnące gwiazdy.