Ziemia-Niebo-Ziemia

Stada puchatych chmur. Kłęby waty na bezczelnie niebieskim niebie. Waty gdzieniegdzie mocno przybrudzonej. Pewnie anioły robiły w Królestwie Bożym porządki, pucowały watą niebiańskie podłogi, a potem beztrosko wyrzuciły ją w przestwór i teraz pływa sobie w atmosferze.

Wprost w te przybrudzone waciuchy szarżuje metalowym łbem odrzutowiec. Przeeepaaadł. Czyżby wraz z załogą odleciał do nieba? A może to linia stała: Ziemia – Niebo – Ziemia i dałoby się załapać na jeden taki kurs?

Wylądowalibyśmy sprawnie u stopni Bożego tronu, wysiedli i pokłonili się nisko.

– Dzień dobry, Panie Boże, jak Ci się żyje w Twoim Niebieskim Królestwie? Nie za głośno od anielskich pień? Nie za słodko od wielbień zbawionych? Może dla rozrywki zechciałbyś, Panie, z nami na Ziemię? Choć na krótko.

Rzucić okiem na rozkwitłe drzewa, w których gąszczu pozaplątywały się dokładnie ptaki.

Popatrzyć, jak na polach święta Zofija kłosy rozwija, a nad jej głową, w górze, donośnie dzwonią skowronki.

Jak trawa na łąkach już całkiem wysoka. W tej trawie kaczeńce, niezapominajki, mlecze i stokrotki, i rozmaite zioła krowom na uciechę. A nad tym wszystkim polatują motyle, pszczoły i puchate trzmiele gorączkowo szukające słodyczy.

Jeśli zechcesz, Panie, zajrzysz w głąb wód, które stworzyłeś dnia trzeciego. A w tych wodach ciekawie. Przemykają tam ryby rozmaite, pływają larwy, kijanki i traszki; rośliny wodne zaplatają zielonowymokłe warkocze. Rozpędziłam się, Panie Boże, wybacz. Niewiele da się dostrzec w zmętniałych ziemskich wodach. Chyba, że Twym Boskim wzrokiem.

Za to zupełnie swobodnie będziesz mógł oglądać ptasie gniazda, pełne dobrze podrośniętych piskląt coraz energiczniej walczących o swoje miejsce na ziemi, coraz donośniej wołających o jadło. Domagających się od rodziców ciężkiego trudu, choć obiecałeś ptactwu pokarm bez wysiłku orania i siania.

Potem w swojej łaskawości zerkniesz na bezdomne, biegające gromadnie psy. Nie uwiązane do żadnej budy. Nie merdające nikomu ogonem. Nie liżące żadnej ręki. Ale za wolność płacące brudem, chłodem, a często i głodem.

Coś za coś. Tak – z Twojego ustanowienia.

I jeszcze będziesz miał okazję poobserwować pary, on i ona, o splecionych dłoniach, przytulone, kłoniące się ku sobie. Zupełnie poważnie traktujące Twoje przykazanie „Miłuj bliźniego swego…” To najbardziej ze wszystkich denerwuje diabły. Biorą się tedy do roboty, rozsiewają zawiść, nienawiść, złość i obojętność. I tylko z tymi parami jakoś nie mogą sobie, szczególnie wiosną, poradzić, więc będziesz miał, Dobry Boże, na co popatrzeć.

Kiedy już się napatrzysz do woli na to i tamto, odwieziemy Cię z powrotem, Panie, do Twego Nieba. Zasiądziesz sobie na tronie, żeby nam dalej z górnych rejonów królować.

A przecież czasem zadumasz się, zamyślisz, uśmiechniesz do wspomnień – do niedoskonałości stworzonego przez siebie świata.