Frytki

Piasek – drobny, żółtawy, z polśniewającymi okruszkami miki, ulegle odkształcający się pod naciskiem palców, sypiący wąziutko z przymkniętej rurkowato dłoni.

Piasek – rozgrzany, przyjazny, miękki, harmonijne tło dla opalonego na brązowo ciała.

Obok leży Leszek, prezentując kolekcję większych i mniejszych piegów na wystawionych do słońca plecach. Czoło ma wsparte na zaplecionych dłoniach. Widać tylko zarumieniony policzek i kawałek powieki obrzeżonej złotymi rzęsami. Kropelki potu na skroni. Chude łokcie sterczą jak skrzydełka. Agnieszka muska spojrzeniem to leżące obok ciało, niezdecydowana czy chce zostać, czy odejść. Odwraca głowę.

Środkiem nurtu płynie łódka z bardzo białym, wydętym żaglem. Towarzyszą jej w locie trzy równie białe i śmigłe rybitwy. Mała dziewczynka z czerwonym wiaderkiem przykuca w pobliżu i zaczyna pracowicie kopać w piasku. Z daleka dobiega wesołe poszczekiwanie psa. Dziewczynka podnosi główkę i mówi do Agnieszki:

– Sysys? Piesek haucy.

Oczka ma szaroniebieskie, okropnie poważne, oczekujące.

– Tak, słyszę – odpowiada Agnieszka. – Słyszę.

– Co słyszysz? – pyta Lesze tuż znad piasku?

– Piesek hauczy.

– Rzeczywiście, hauczy.

Dziewczynka z jednego na drugie przenosi wzrok, a potem zabiera się do pracy. Agnieszce od tego ”hauczenia” zaczyna coś w środku chichotać. Wybucha śmiechem. Leszek też. Zdmuchnięty piasek wpada mu do nosa. Podrywa się gwałtownie na kolana z twarzą zapiaszczoną do niemożliwości. Próbuje na oślep znaleźć coś do wytarcia i macając trafia na nogę dziewczyny. Agnieszka szybko podaje ręcznik.

– Uratowałaś człowieka – mówi po chwili Leszek, wpatrując się smętnie w brudne smugi na materiale.

Widać teraz jego niezbyt foremny nos i szerokie usta. No cóż, nie jest to szczyt męskiej urody. „A do tego jeszcze taki chudy – myśli Agnieszka. – dobrze że z przodu nie ma tylu piegów co na plecach.”

– Idziemy na frytki? – pyta chłopak.

Nieświadom negatywnej oceny własnej osoby uśmiecha się ufnie do Agnieszki. Fakt, że uśmiech ma wyjątkowo sympatyczny, przekornie budzi w dziewczynie dużą porcję niechęci do tej znajomości od wczoraj.

– Idź sam – mówi – Nie jestem głodna.

Mija się tu z prawdą o trzy mile. Zjadła by nie tylko frytki, ale i porcję smażonej ryby z kawałem świeżego chleba. Na myśl o tym przysmaku napływa jej do ust ślinka. Ważniejsze jednak jest, żeby Leszek się wreszcie odczepił, żeby sobie poszedł i już. Na razie stoi obok, bardzo chudy i wysoki, jak bocian na jednej nodze (bo drugą pociera swędzącą łydkę), zakłopotany, w końcu decyduje.

– No to ja zaraz wrócę.

Odchodzi nieświadomy ulgi, jaką odczuła Agnieszka, i pewnie bardzo głodny, bo po chwili puszcza się pędem. Może też chce jak najprędzej wrócić do tej dziewczyny, którą od wczoraj w myśli nazywa „swoją”, zupełnie bezpodstawnie, bo od kiedy to jednodniowa znajomość upoważnia do takiej poufałości? Jest z siebie niezwykle zadowolony, że zdobył się na odwagę i do niej zagadał, kiedy przypadkowo obok niego rozłożyła się na piasku, śliczna, ciemnowłosa.

Kolejka po frytki jest jak zwykle długa. W miarę jak Leszek posuwa się do przodu, ogarnia go coraz większy niepokój, czy Agnieszka sobie nie pójdzie. W końcu płaci za dwie porcja i wraca pojadając prosto z tacki, bo obie ręce ma zajęte. Po chwili porcja znika. Bardzo go kusi, żeby napocząć drugą, ale przecież nie może zrobić tego Agnieszce. Donosi tackę z frytkami, do miejsca gdzie poprzednio siedzieli, w stanie nienaruszonym. Agnieszki nie ma. Rozgląda się. No tak! Tego się przecież spodziewał. Nie trzeba było jej zostawiać. Poszła się kąpać? Ogarnia wzrokiem przybrzeżny pas wody i dostrzega, jak małe dziecko, które pochyliło się, by chwycić przepływający pręt wikliny, zapada w nurt. Podrywa się do biegu!

Jednak dużo bliżej ma stojący na brzegu mężczyzna. Jest już na miejscu, już łapie i wyciąga dziewczynkę, co mimo przerażenia nie wypuściła z rączki czerwonego wiaderka. Wynosi ją na brzeg, trzymając na ukos główką w dół, żeby ułatwić wykrztuszanie wody, oddaje matce, a ta nic nie może powiedzieć, usta ma zupełnie białe, bierze dziecko w ramiona i osuwa się bezsilnie na piasek, jakby kolana się pod nią nagle załamały. Dziewczynka obłapiła kurczowo szyję matki i chyba szybko jej nie puści.

Leszek wraca na dawne miejsce. Siada objąwszy chudymi rękami kolana. Umknęła mu sprzed nosa kolejna szansa. Trochę to za dużo, jak na jego szesnaście lat. Do oczu cisną się łzy. Aby je ukryć, spuszcza wzrok i spostrzega dekoracyjnie rozpostarty na piasku wachlarz apetycznie przyrumienionych frytek.