O rzeczach niepotrzebnych
Garnuszek – ten ulubiony, z pęczkiem fiołków, wybrzuszony nieco dołem, wywinięty z tak skromną wytwornością u wrębu, że mleko smakuje z niego jak ambrozja – pewnego dnia traci uszko i zyskuje przez to jeszcze większą naszą przychylność; aż w końcu przychodzi moment, który przynosi mu rozpad – daje się uratować tylko nieduże krągłe szkiełko z fiołkami, do gry w klasy – potem się jednak wyrasta i zostawia niedbale, gdziekolwiek, ten ostatni ułomek czegoś, co się kiedyś kochało.
Skarpetki – które przez wiele zim otulały nasze nogi oddechem przyjaznego ciepła, zmęczone wierną służbą, wytarte od kładzenia się pod stopy, zostają wessane przez ziejącą zapachami odpadków gardziel zsypu.
Pralka – co prała pieluszki naszych dzieci, a także nasze przepocone koszule i prześcieradła, i w swoim pracowitym turkocie wytarła ponad miarę łożysko wirnika, na której odpryski farby pokryła z latami niezmordowana w dziele pogrążania w rozpadzie rdza – ta pralka zostaje wreszcie wystawiona beztrosko na śmietnik, gdzie przez kilka dni urąga swoim rozmontowanym wnętrzem, swoją nieprzydatnością przedmiotu stworzonego, aby być przydatnym, póki nie zabierze jej zautomatyzowana śmieciarka obsługiwana przez trzech grabarzy w szarych smutnych kufajkach.
Człowiek – co użyczał nam ciepła, gdyśmy marzli; uwagi, gdy chcieliśmy mówić; pomocy, gdy byliśmy zmęczeni; który trwał z nami w magmie codzienności – pewnego dnia przestaje nam być potrzebny, więc wyrzucamy go ze swojego życia.