19
Pomysł zorganizowania składkowego sylwestra Aldona uważa za własny. A naprawdę został sprowokowany przez Ewę jej westchnieniem: „Chętnie bym poszła gdzieś na sylwestra, ale przecież nie zostawię Piotruśka”. Aldona pomyślała, że będzie lepiej, jeżeli Ewa z Tomaszem rozpoczną nowy rok na gruncie neutralnym, w gronie przyjaciół. To, że jej pracownia, gdzie tydzień wcześniej Ewa spędziła noc z Andrzejem, nie była najstosowniej wybranym miejscem, przyszło jej do głowy dopiero, gdy decyzja już zapadła i chętni zadeklarowali udział. Za późno było się wycofać.
Tak więc obok gospodarzy w spotkaniu uczestniczą: Ewa z Tomaszem, Hanka i Jurek Lisowscy, Oleccy (siostra i szwagier Michała) z dziećmi Łukaszem i Agnieszką. Jest też profesor Matuszewski.
Składkowy bufet prezentuje się zupełnie okazale. Panie w długich sukniach, poza Agnieszką, która z racji wieku może sobie pozwolić na mini, panowie w gali. Leszek i Piotruś zasnęli na tapczanie. Ewę prawie zaraz porywa do tańca Łukasz Olecki. Tańcząc, Ewa i Łukasz rozmawiają.
– Słyszałam, że już jesteś „panem doktorem”.
– Lekarzem, drogie dziecko, lekarzem. A w niedalekiej przyszłości specjalistą kardiologiem, w związku z czym chętnie zbadam twoje serduszko.
– Tylu ostatnio chętnych…
– Ale nie są lekarzami. Ja je także uleczę.
– Zdecydowanie wolę cię w roli dansera.
– Pozostaje mi dostosować się do twojej woli.
Tomasz śledzi wzrokiem tańczących. Obok staje Agnieszka.
– Zatańcz ze mną.
Tomasz ściąga brwi.
– O, jesteśmy na ty? Nie, nie zatańczę.
– Gniewasz się na mnie?
– Gniewam? Ja tylko pamiętam, że przez ciebie omal nie straciłem żony i syna.
– Przeze mnie? Naprawdę? Jacy śmieszni są mężczyźni!
Agnieszka odchodzi do Michała. Łukasz nadal nie odstępuje Ewy, więc Tomasz prosi panią Olecką. W końcu Aldona przyłapuje Łukasza.
– Nie okupuj tak Ewy. Są jeszcze inne panie i inni panowie.
– Rozkaz! moja urocza cioteczko. Dla ciebie porzucę nawet Ewę, nie wiem tylko, czy Michał z tego powodu nie będzie cierpiał. Jemu żadna ciebie nie zastąpi.
– Proszę, nie błaznuj. Zorganizowałam to spotkanie specjalnie dla Ewy i Tomasza, żeby ich pogodzić.
– A są skłóceni? Nie miałem pojęcia – pokpiwa. – Można cię prosić? – A kiedy tańczą: – No widzisz? Pan Furtak nie kwapi się ku żonie. Za to ruszyło w jej kierunku dostojne profesorskie ciało.
Matuszewski podchodzi do Ewy.
– Zatańczysz, Ewelinko?
– Oczywiście. – A po chwili: – Przytul mnie troszkę mocniej.
– Ewelinko! Nie mogę.
– Myślałam, że tego chcesz. Że czekasz tylko mojego przyzwolenia.
– Widzisz, ja pochodzę z pokolenia, dla którego coś znaczą takie słowa jak przyjaźń, jak lojalność.
– Więc ja nie wiem, co one znaczą? Obrażasz mnie.
– Wybacz. Nie chciałem…
– Choć czy taką kobietę jak ja można jeszcze obrazić?
– Co ty mówisz, Ewelinko! Tomek zrobił ci coś złego?
– Ja jemu. Ty wiesz.
Kiedy zaczyna się kolejny taniec, Aldona, która chce Łukasza przytrzymać z dala od Ewy, mówi Lisowskiej:
– Haneczko, przekazuję ci swojego tancerza, dość sympatyczny.
Obok Lisowskiego Ewa podniecona odrobiną alkoholu.
– Jurku, porywam cię do tańca.
– Tańcem służę. Porwać się nie pozwolę.
– Pamiętasz, jak tańczyliśmy pierwszy raz?
– Pamiętam. Piętnaście lat temu. To była rumba. Miałaś białą sukienkę w szafirowe groszki.
– Zdumiewające! Podobno mężczyźni nie zwracają uwagi na kobiece stroje.
– Widocznie jestem chlubnym wyjątkiem.
Aldonę przychwytuje obok stołu Matuszewski.
– Pani Aldono, byłem u Furtaków, kiedy przyjechał pani brat, kiedy to został u nich na noc. Proszę mi powiedzieć, jak to się dalej potoczyło. Ileś tam razy ratowałem Tomasza, nie chciałbym tym razem popełnić błędu.
– Już go pan popełnił, profesorze, pytając, jak to się potoczyło.
– Przepraszam. Bardzo się o nich niepokoję.
Do Hanki Lisowskiej podchodzi Tomasz.
– Mogę prosić, pani Hanko?
– Dziękuję. Muszę odpocząć. O, Ewa właśnie wolna.
– Niestety, jak pani widzi, już nie. Przez cały czas zajęta. – W jego głosie sporo goryczy.
– A jednak, jestem przekonana, czeka, żeby pan ubiegł innych.
– To zaledwie pani przekonanie.
– A pan czego po niej oczekuje? Wkrótce Nowy Rok.
Łukasz znowu obok Ewy.
– Ewo, w tańcu jesteś niezastąpiona.
– I ty, jak na lekarza, zupełnie nieźle tańczysz.
– Stosunkowo późno to zauważyłaś. Wszak tańcujemy we dwoje nie pierwszy raz.
– Ale zauważyłam.
– Wyglądasz w tej sukience jak rusałka.
– Stosunkowo późno to zauważyłeś. Po raz pierwszy usłyszałam ten komplement dwa lata temu.
– Myślałem, że będzie to komplement szalenie oryginalny.
– Może nieco lepsze rezultaty niż w komplementowaniu osiągniesz w leczeniu?
Tomasz śledzi żonę w objęciach Łukasza. „Nie jestem jej potrzebny. Byle kto może mnie zastąpić.” I właśnie wtedy podchodzi Matuszewski.
– Tomek, ja cię proszę!
– Słucham. O co ty mnie prosisz?
– Idź do niej.
– Dlaczego? Wszyscy chcecie mnie pouczać, na siłę uszczęśliwiać. A jeżeli ja nie mam na to ochoty? A jeżeli ona nie ma na to ochoty?
Gniew. Bolesny grymas ust. Odchodzi wprost do Agnieszki.
– Jestem gotowy spełnić twoje życzenie. Pozwolisz?
– Życzenie – rzecz ulotna. Może już je zmieniłam?
– Możesz zmienić kolejny raz.
– Masz rację. Otocz więc moją kibić swym męskim ramieniem.
I po chwili:
– Taki namiętny taniec, a ty mnie trzymasz, jakbym nie była kobietą.
– Może nie jestem namiętnym mężczyzną.
– Czyżbyś nie wiedział, że wzbudzenie w kobiecie zazdrości to jeden z najlepszych sposobów na podtrzymanie jej zainteresowania? Radzę ci, mimo wrodzonej oziębłości, wukorzystać sytuację.
– Ranić innych, to nie jest sposób na życie.
– Przecież ranisz ją. Ranicie się wzajemnie.
Zaraz po tańcu Aldona prosi Agnieszkę do kuchni.
– Znowu zaczynasz, Agnieszko?
– On sam mnie poprosił.
– Nie musiałaś zaproszenia przyjąć.
– A nie sądzisz, że odrobina zazdrości może dać znakomite efekty?
– Nie w takiej sytuacji. Zostaw go, proszę.
– Może spełnię twoją prośbę, a może nie. – Przechyla głowę z przekornym uśmiechem.
Aldona, trochę zła, wraca do Michała.
– Zrugałam Agnieszkę.
– Chyba niepotrzebnie. Przecież wiesz, że to nie z jej powodu.
– Tak, wiem. Może z tym sylwestrem to nie był najlepszy pomysł? Lepiej było zostawić ich w tę noc we dwoje.
– Przyjęli zaproszenie, więc nie rób sobie wyrzutów.
– A jednak to przeze mnie Ewa i Andrzej się poznali.
Podchodzi Tomasz.
– Zapraszam, Aldonko, do walca.
Tańczą milcząc.
– Dziękuję ci za taniec i za to, że powstrzymałaś się od udzielania dobrych rad. – Składa na jej dłoni pocałunek.
Hanka Lisowska rozmawia w tańcu z mężem.
– Tak chciałam, żeby tym razem Ewie się udało – wzdycha.
– A sądzisz, że się jej nie udało?
– Wolałabym, żeby udało się obojgu.
Zaraz skończy się stary, a zacznie nowy rok.
– Michałku – mówi Aldona do męża. – Za trzy minuty północ. Poproś Ewę, ja poproszę Tomasza Tuż przed dwunastą spotkamy się i zamienimy partnerami.
– Nie trzeba, Aldonko. Niechże sami załatwią własne sprawy.
– Proszę cię! Bardzo cię proszę, zrób to dla mnie. Ja wiem, że to bezsensowne, ale czuję się winna wobec obojga.
I tak przed dwunastą Ewa i Tomasz, pierwszy raz tego wieczoru, stają twarzą w twarz. On mówi z odrobiną gorzkawej ironii:
– Jeżeli chcemy uszczęśliwić naszych przyjaciół, powinienem cię teraz przytulić do serca.
– A gdybyś chciał uszczęśliwić siebie?
Przez chwilę milczy.
– Chyba to samo.
– Przecież się wahasz.
– Bo wolałbym uszczęśliwić ciebie.
– Więc zrób to, Tomku.
Godzina dwunasta. Huk strzałów, bicie zegara, radosny gwar za ścianą, na ulicy i Tomasz pokonuje wewnętrzny opór, bierze Ewę w ramiona.