GWIAZDA
Złapali gwiazdę, niewielką, i ze złośliwą radością patrzą, jak szamoce się w sieci pobladła z rozpaczy. Trwa to o wiele za długo. W końcu gwiazda przycicha mżąc srebrnym blaskiem.
„Mamy ją” – myślą.
Mylą się. Pojmana gromadzi siły. Nagle oślepiająco rozbłyska i próbuje się wyrwać. Nic z tego. To bardzo mocna sieć.
Gwiazda jednak ponawia i ponawia próby. Widocznie nie chce albo nie może trwać w bezruchu. Musi walczyć o możliwość dalszego lotu, o zapełnienie własnego miejsca w przestrzeni.
„Co za głupi upór” – myślą. W końcu, znudzeni, odchodzą do innych spraw.
Kiedy wracają, gwiazda już przygasła. Utraciła swój pierwotny blask.
Myślą: „Chyba zmarnieje. Nie będzie nam porządnie świeciła. Trzeba złowić gwiazdę większą, silniejszą, nie takie kosmiczne chuchro. Wytrząśniemy ją z sieci, bo nie ma z czym iść na polowanie”.
Zaczynają odplątywać ją ostrożnie, żeby się nie poparzyć. Ale gwiazda już mocno nie grzeje. Ot, tyle że jeszcze ciepła. Uwolniona leży bezsilnie, co jakiś czas przelatują przez nią gwiezdne iskry.
„Może się jeszcze rozpali” – myślą. Przyklękają, zaczynają ostrożnie dmuchać. Potem mocniej. Ów podmuch porywa półmartwą, wyrzuca w przestrzeń.
W miarę jak gwiazda nabiera prędkości, ożywa. Zaczyna lśnić, płonąć.
Znowu staje się obiektem godnym pożądania.