Koncert
Kolejny raz to samo! Forsycje i czeremchy, wiśnie i jabłonki, a nawet kasztanowce i bez – wszystko równocześnie. Jak zwariowane. Zamiast po kolei, żeby się pozachwycać, pokontemplować – wszystko kwitnie równocześnie.
A nad Bystrą przewspaniała impreza. „Festiwal Piosenki Ptasiej w Nałęczowie”.
Stoję i słucham.
Śpiewaków nie widać. Poukrywani dokładnie w majowej zieleni odbywają, każdy swoją, próbę generalną. Stoję i staram się zrozumieć słowa piosenek. Nie udaje się. To wszystko, co autorzy atlasów ornitologicznych wypisują w swoich dziełach, zupełnie nie przystaje do rzeczywistości. Żadne tam „fiju, fiju” czy „ti ta ti”, czy „pit pit pilit”. Niczego takiego ptaki nie wyśpiewują. Posłuchajcie sami. Spróbujcie ich piosenkę zapisać naszymi głoskami – nic z tego. Te piosenki to czysta wokaliza! A jeszcze bliższe są dźwiękom fletu bądź klarnetu (wciąż niezupełnie), więc możliwe, że jakiemuś mistrzowi gry na tych instrumentach by się udało (przecież nie do końca). Musiałby znać wiosenne uczucia ptaków. Musiałby tak, jak one…
Czy możemy jak one?
Jak być wiosennym ptakiem?
Nawet wiosennym człowiekiem być niełatwo.
Stoję i słucham. Człowiek wiosenny, trochę otumaniony zielenią, słońcem, zapachami i tym ptasim koncertem. Człowiek wiosenny – stworzenie trochę zagubione w owym bogactwie mocno spóźnionej i przez to nadmiernie obfitej wiosny. Świadomy jak krótkotrwała, więc niejako na zapas żałujący, że minie, zatonie jak tamte w miłośnie otwartych ramionach lata. Tym bardziej chcę wchłonąć, co przecież wchłonąć się nie da. Co pozostanie na zawsze inne, niepoznawalne. Czego najlepszym przykładem są owe ptasie piosenki zupełnie dla nas niezrozumiałe. Odrębny świat.
I kolejny raz refleksja: dlaczego w kwietniu świat się mai na zielono, a w maju wszystko na gwałt zaczyna kwitnąć? Czy to dzianie się następuje w niewłaściwej kolejności, czy miesiącom nadano nieodpowiednie nazwy, żeby w ten sposób dobitnie podkreślić charakter owej nieco zbzikowanej pory roku?
Oho, chyba popełniłam fatalny błąd pochopnego uogólnienia. Wiosna! Wiosna! Zupełnie jakby to była jedna i ta sama wiosna. A tymczasem wiosna wiośnie nierówna. Jak nie jest równa Kasia Kasi, a Jasio Jasiowi. Za każdym razem jest to zupełnie inna, nowa wiosna. Raz słodka, słoneczna, przymilna. Raz kapryśna, uparta, nieznośna. To znowu rozmazana, wciąż popłakująca. Albo leniwa, aż strach – a to raczy parę fiołków, a to rozwinie parę listków, a to ziewnie i przejedzie się na obłoczku.
A przecież, jaka by nie była, darzymy ją ciepłym uczuciem. Już od Nowego Roku zaczynamy jej tęsknie wypatrywać. Czekamy, że święta Agnieszka wypuści skowronka z mieszka. Że gdy na święty Józef bociek przybędzie, to już zimy nie będzie. A potem cieszymy się zarówno z uśmiechów wiosny, jak i z jej kaprysów. Stajemy i patrzymy.
I nasłuchujemy koncertujących ptaków.
I uśmiechamy się, uśmiechamy…