Rano nad Bystrą

Oj, namnożyło się tego tałatajstwa, przez częste deszcze, namnożyło. Człowiek chce się porozkoszować porankiem, świergoleniem i pogwizdywaniem ptaków, rosą na trawie, a takie coś cichutko, zdradliwie siada na ręce albo na karku i dziab!

No to ja pac! I po bożym stworzeniu.

Zakręcam do źródła „Nadzieja”. Kiedyś było ono porządnie obmurowane, ale to było kiedyś, a teraz… Pełno w nim zwalonych cegieł. Woda tutaj czysta, więc widać doskonale te cegły i inne różności, i trochę białego piasku, z którego bul, bul, drobnymi bulkami wypływa z głębi ziemi pełna nadziei woda. Ażeby tę nadzieję umocnić, przydać jej wagi, zaczyna gdzieś niedaleko piać kogut. Ciągnie cieniutko, z wysiłkiem, to swoje kukuryku. Woda szemrze na resztkach ceglanej zapory i to szemranie z kukuryku pięknie współbrzmi, więc jest powód do kolejnych zachwyceń.

A na łące porozkwitały różne nowości. A to przytulia, a to koniczyna biała i czerwona, a to chaber driakiewnik wyroił się jaskrawo amarantowymi kulkami, a jastrzębiec ciemnozłotymi pędzelkami. Nie na długo. Kilka dni i kosiarka zrobi swoje.

Będzie okazja znowu zacząć czekać, znowu cieszyć się z każdego czegoś nowo rozkwitłego.

Ale to dopiero będzie.

Na razie bystro wzdłuż Bystrej. Nagły trzepot, plusk! To nurknęła w nurt dzika kaczka z małymi. Odpływają, wachlując śpiesznie nożynami.

Idę cieniem olch. Obok ścieżki pokrzywy, kropidło i mięta – po deszczach dorodne, pięknie obmyte. Z naprzeciwka podąża wiośniany okaz płci męskiej z kijem i ciach! ciach! po pokrzywach. Z młodzieżą trzeba delikatnie, więc mówię:

– Wyobraź sobie, że każdy turysta, który przyjedzie do Nałęczowa, zniszczy kilka roślin.

– Przecież to chwasty.

– Chwasty? Każda z tych roślin ma swoje imię i swoje krótkie życie.

Może pomoże. Może? Działalność dydaktyczna to jednak trudna rzecz. Nie da się przewidzieć, co wyrośnie z posianego ziarna. Bo to i jakość gleby nie jest bez znaczenia, i klimat, więc efekt może być rozmaity, od „nic” do „bardzo dużo”. Ale przecież próbować warto.

No to spróbowałam i poszłam dalej.

A godzinę później pewna nastolatka pochylona zachłannie nad stolikiem, gdzie leżą moje książki, mówi:

– Boże! Jak ja lubię książki. Jak ja uwielbiam książki!